czwartek, 4 września 2014

Od dawna upragniony weekend

Piąteczek - spakować torby i odebrać męża z pracy. Kierunek - Pieczków (tak któreś dziecko w rodzinie mówiło dawno temu). Wizyta u rodziców, choć oni bardziej spragnieni wnuczek niż mnie. A w sobotę z samego rana, bo w Pieczkowie córki inaczej się nie budzą, wycieczka na moje górki na grzyby. Mech, sosenki, przyjemne pozamiejskie powietrze i kilkugodzinny spacer po lesie. Jednym słowem sesja terapeutyczna za darmo. Ale!

Ale jakiś idiota lub idiotów dwóch ukradło nam oba(!!!) lusterka boczne z auta w biały dzień, na parkingu pod blokiem, gdzie dziennie przejeżdża masa samochodów i masa ludzi się kręci, bo parking osiedlowy na tyłach niewielkiego centrum zakupowego. Oby im te lusterka popękały jak tylko przejrzą się w nich ich złodziejskie gęby! Dodawać chyba nie muszę, że bez obu lusterek nie pojedziemy nigdzie?

poniedziałek, 1 września 2014

A już myślałam, że niebiosa mi sprzyjają...

Piątek wieczór. Dzwoni telefon. Bum! Praca jest. Po dwóch godzinach kolejny telefon. Bum! Praca jest. A dziś się okazuje, że jak zwykle wielkie G z tego wyszło.