Areszt domowy... absolutnie nie ma nic wspólnego z kryminalistyką. Ani z karą. Bo to jest dobrowolny areszt domowy. Taki, na który czekałam 9 miesięcy. I choć sporadycznie zdarzają się króciutkie momenty, kiedy zmęczenie daje się we znaki a zmartwienia kipią w głowie i kiedy na sekundy chciałabym się przenieść do aktywniejszego życia, do pracy zawodowej, do odrobiny wolności i niezależności, to jeden mały rzut oka na twarzyczkę mojego Haniołka wystarczy, by te wszystkie bzdurkowate myśli wepchnąć do worka, zamknąć w skrzyni, zatrzasnąć kłódkę i wyrzucić za burtę świadomości. Bo oto teraz na co dzień mogę obcować z marzeniem ucieleśnionym i zamknąć w ramionach prawie cały świat. Ale że ten mój świat dość dużo czasu poświęca Morfeuszowi, zazdrosna nie jestem, nie, to muszę czymś zająć rozleniwiony umysł. W końcu, ileż można zmywać i układać ubrania w szafie?
Stad więc, przypadkowo zupełnie, pomysł z blogowaniem. Nigdy co prawda nie byłam fanką, nie czytywałam żadnych, nie interesowałam się, ale od skończenia studiów brakuje mi pisania. W jakiejkolwiek postaci. So here I am. A inspiracja pojawiła się, kiedy przeglądałam strony internetowe w poszukiwaniu pomysłu na szmacianą zabawkę dla mojej Córci. I wtedy wpadł mi w oko blog "Made by Naja" i zakiełkowała myśl: a może by tak... Zabawkę uszyłam (dziękuję za szablon) i spróbowałam. Ciekawe na jak długo starczy mi konsekwencji w działaniu....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz