sobota, 23 lutego 2013

Jak to dobrze

... mieć Tesco pod nosem ze słonymi paluszkami otwarte do 22. I oczywiście jak to dobrze mieć męża, który cierpliwie poczłapał po moją zachciankę... nawet bez większych grymasów :)

Pękłam

Jak balonik, było słychać wielkie bum! i oto są - zdjęcia Paskowej torby (czerwona) i tej drugiej, powstałej przy okazji. Materiały wykorzystane to filc szary grubości 5mm, filc fioletowy i czerwony grubości 4mm, filc czarny grubości 3mm i kordonek oraz mulina (w szaro-fioletowej) w kontrastowych kolorach.
wymiary: 40x32x10 cm, rączki mierzone od środka torby w górę - 30cm

kieszeń przednia i wewnętrzna: 20x17 cm






wymiary: 38x34x12 cm, rączki mierzone od środka torby: 28cm 
kieszeń przednia i wewnętrzna: 20x19cm




Moniśto, mam nadzieję, że Ci się spodoba ;-)

Dni bez Hanki...

...mijają zaskakująco szybko, dużo szybciej niż z nią w domu, co prawda dokładniej udaje mi się posprzątać i zakupy mogę zrobić swobodnie, ale jednocześnie jest tak pusto, zwłaszcza od rana, kiedy najbardziej łobuzuje i turla się po łóżku zabierając wszystkie jaśki... Kochany szkrab.

A w mojej małej manufakturze nowy wzór torby - specjalnie dla mojego Paska, ale że główna zainteresowana torby jeszcze nie widziała, to zdjęć nie będzie, dopóki torba nie znajdzie się w jej troskliwych łapkach. Ale korci mnie bardzo, żeby przyspieszyć te Moniśtowe urodziny, oj korci!

Na razie próbuję sił w przyszłorocznych dekoracjach choinkowych (tak, tak, już się powoli robią śnieżynki na Gwiazdkę 2013) i moja pierwsza serwetka. Cudem szydełkowym to ona nie jest, ale jest moja pierwsza i tak jestem z niej dumna (i z siebie :P ) Foto kiedyś w przyszłości :)

piątek, 15 lutego 2013

Ferie

Są ferie; przygnałam Latorośl do mojej mamusi, z resztą sama tu też jestem jeszcze i co robię? Ambitnie grywam w pierdołowate gry. A co!

piątek, 8 lutego 2013

Robótki

Filc zamówiony, niedługo będzie dostarczony, pomysły na torby kipią w głowie, tylko czasu brak... Natomiast szydełkowy woreczek na Pierwszą Komunię Amelki już prawie gotowy - potrzeba tylko jeszcze troczki przymocować :) A w łapkach szydełkuje się moja pierwsza serwetka, ciekawe czy Maruda da mi skończyć?

poniedziałek, 4 lutego 2013

piątek, 1 lutego 2013

Cynk od Pana Boga

Nikt mi nie wmówi, że to był przypadek. Szczęśliwy traf. Zbieg okoliczności.

Mój kochany młodszy braciszek przez długi czas nie mógł się odnaleźć w życiu, nie chciał iść na studia, nie mógł znaleźć satysfakcjonującej pracy. Od maleńkiego pasjonował się autami, więc chciał zostać mechanikiem albo kierowcą zawodowym, byle tylko jeździć, obcować z samochodami na co dzień. Pracował w pizzerii, jako kurier, jako dostawca. Wszędzie coś było nie tak. W pizzerii problemem był szef, który niesłusznie oskarżył Młodego o zniszczenie auta, poza tym praca okazała się bardzo fajna, tym bardziej, że nauczył się wszystkiego - jak robić pizze, sosy, jak duże zamówienie powinno się składać, jak działa taka firma od podszewki, co trzeba załatwić. Pracował też jako kurier i dostawca, robił 2 miesiące w miesiącu za psie pieniądze. Aż wreszcie odrabiając pańszczyznę w firmie przewożącej napoje, gdzie musiał przerzucić kilka ton dziennie, doznał kontuzji nadgarstka. Dwa miesiące na zwolnieniu. Uszczerbek jakiejś chrząstki, kostki czy innej panewki i oczywiście zakaz dźwigania i nadwerężania kontuzjowanej ręki. Cynk od Pana Boga. Wróciły nerwy. Zamartwianie się, co ze sobą zrobić. Gdzie się zahaczyć. Jak zarobić, jak zdobyć doświadczenie. Po jakimś czasie okazało się, że wujek znajomego w ramach spłaty długów dostał od kogoś firmę. Dobrze prosperującą pizzerię. I wujek ów postanowił nie bawić się w kucharza i zaczął szukać chętnych do kupna. Cynk od Pana Boga. Pocztą pantoflową dotarło to do brata i po pewnych perypetiach związanych z potencjalnymi wspólnikami założył firmę, pizzerię i cały sprzęt kupił za niewielkie pieniądze i od kilku miesięcy jest właścicielem lokalu i dumnym szefem, nerwy się nie skończyły, bo to w końcu własny interes i zawsze jest się o co martwić, ale jest też uśmieszek mojego braciszka, ten konkretny, zadowolony i odrobinę przyczajony uśmiech oznaczający spełnioną zachciankę. Uwielbiam to. I moja córa też taki ma, po wujku.

Bags, nie mylić z królikiem