wtorek, 5 marca 2013

Smarkula

Dziabąg chory, a ja zaraz za nim chorobowym szlakiem podążyłam. Kaszel, katar, gorączka, łeb jak kula armatnia, tylko czeka na zapalnik i wystrzał. Dziabąg maruda, nic jej nie pasuje, nic nie jest w stanie zabawić na dłużej niż 3 minuty, obraża się bez powodu, znika w jakimś kątku i płakoli sobie, a ja zastanawiam się o co tym razem chodzi. Misiu źle siedzi? Klocek wpadł do wiaderka złą stroną? Konik na biegunach wychylił się za bardzo podczas buju-buju? Wózek dla lalek krzywo przejechał po porozrzucanych po całej podłodze puzzlach? Po chwili foch się kończy i od nowa szukamy jakiegoś zajmującego zajęcia. A moja kula wiruje już w swojej armacie a do południowej drzemki jeszcze godzina... No, to po krótce tak wygląda dzień w domowym szpitalu. Klawo, nie? Idę pozbierać puzzle i znów zamienić miejscami Mężulka z Dziabągiem, przecież nie będę co godzina wstawać do kaszlącego potwora i przemieszczać się chłodnym panelowym korytarzykiem jednocześnie narażając się na złamanie małego palca u stopy przez uderzenie w jakąś zapomnianą, złośliwą zabaweczkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz