piątek, 18 maja 2012

Ogarnął mnie leń

Więc i leniwy obiad dziś był, czyli moje pierwsze leniwe pierogi z serem. Podwójnie leniwe, bo nie krojone jak kopytka w zgrabne... no właśnie - kopytka, a kładzione łyżką wprost z miski do wody :) A teraz zamiast posprzątać po gotowaniu albo pozamiatać czy prasować siedzę na podłodze z Latoroślą i pozwalam zalewać się fontannami śliny, bo przecież wykluwają się kolejne zęby...

środa, 16 maja 2012

Kartka dla nowożeńców

Niedługo wybieramy się na wesele znajomych. Postanowiłam zrobić coś specjalnie dla nich. I tak powstała haftowana kartka z życzeniami.

wtorek, 15 maja 2012

piątek, 11 maja 2012

Najlepsza maseczka na twarz i włosy to...

... oczywiście jarzynowa zupka. A zdjęcie dowodem.

Monisiowa Anielica na Miłość

Stworzyłam Anielicę na Miłość, prezent imieninowy dla Moniki. I Bluephanta, tym razem zielono-niebieskiego dla wnuka Doktor Zębatki, ale oczywiście zapomniałam zrobić mu porządne zdjęcie. Ostatnio jeden Bluephant trafił w łapki 4-miesięcznego Kubusia, synka znajomych. A kolejny Anioł już się wykroił i się szyje - tym razem pewnie zostanie u nas. W planach natomiast prezent na pierwsze urodziny Tialdy. Co prawda nie wiem jeszcze co jej uszyć, ale coś wymyślę. Może tildowego królika?

poniedziałek, 7 maja 2012

PS

Wracam do szycia i tworzenia różnych drobiazgów :D

Na ratunek... smoczkom

Średnio kilka razy dziennie szukamy z Mychą smoczka zwanego glusiem, smoczydłowskim, przyjacielem czy smokaczem-cmokaczem. Jeszcze do niedawna było ich dwóch - żółty i zielony, ale żółty zabłądził w czasie drogi powrotnej z kościoła i wszelki słuch po nim zaginął. Wtedy też zdecydowaliśmy się kupić smycz na smoczka, bo bez niego byłoby ciężko Myszce zasnąć. Zastanawiam się jak to zrobić, żeby ułatwić poszukiwania - żeby na przykład sam wołał, dzwonił albo piszczał, albo żeby chociaż można było do niego zadzwonić jak wtedy, gdy zginie nam telefon komórkowy... Może ktoś kiedyś usprawni te poszukiwania ;) A na razie pilnujemy zielonego i nie wypuszczamy już na spacer ani do kościoła czy na podróż bez smyczy.

niedziela, 6 maja 2012

Mężczyźni, którzy potrafią się przyznać, że czegoś nie wiedzieli istnieją...

Całkiem niedawno odkryłam, że mężczyźni, którzy potrafią się przyznać, że czegoś nie wiedzieli istnieją naprawdę i mało tego, jeden z nich mieszka pod moich dachem (nie jest zwierzakiem, choć w wielu kręgach znany jest pod hasłem KOT). Pewnego pięknego wieczoru, kiedy Mysz poszła sobie już grzecznie spać do swojego białego łóżeczka, a ja bawiłam się telefonem Mężczyzny, nagle, nie wiedzieć w jaki sposób i kiedy telefon zaczął świecić. To znaczy nie klawiatura i ekran, ale jak latarka. Używając do tego lampy od aparatu. I nie ma w tym nic dziwnego - no przecież takie telefony z latarkami to istniały już baaaardzo dawno temu. Ale ja przecież nie o latarce chcę pisać. Otóż z rozświetlonym telefonem podbiegłam do Mężczyzny i skruszona powiedziałam, że coś nacisnęłam, wcisnęłam, przytrzymałam i on zaczął świecić i nie chce przestać, a ja nie wiem jak go do tego zmusić. Na co Mężczyzna wziął rzeczony przedmiot w swoje kocie łapki, obejrzał i ze stoickim spokojem wyłączył funkcję latarki. Opuścił przybytek zwany łazienką i udał się na zasłużone kanapowe leżakowanie, a ja z ulgą, że nic nie zepsułam zaczęłam się myć. Po jakiejś chwili Mężczyzna puka do drzwi łazienki, wchodzi i z niesamowicie zawadiackim acz uroczym i słodkim wyrazem twarzy oznajmia: "Kejt, ja muszę Ci się do czegoś przyznać". W tym momencie przeleciały mi przez głowę tryliardy myśli od "zdradziłem Cię na ostatniej delegacji zagranicznej" po "kupiłem łysego kota i mam go w bagażniku auta. Przynieść?" Kiedy przestraszone moje spojrzenie legło w końcu na jego obliczu odezwał się w te słowy: "bo ja tak naprawdę to nie wiedziałem, jak się włącza tą latarkę, Ty mi powiedziałaś" i zniknął. Szok spowodował, że spędziłam w łazience kolejne kilkadziesiąt sekund próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszałam i jakoś zareagować. Ostatecznie pochwaliłam tylko Mężczyznę, że to cudownie usłyszeć, że on czegoś nie wiedział.