Dla małej Zosi
czwartek, 29 sierpnia 2013
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Hanka uczy się mówić 2
- Honey, powiedz "au"
- Au
- A teraz powiedz "to"
- To
- Świetnie, to razem powiedz "auto"
- Bum-bum
:) Uwielbiam moje Starsze :)
- Au
- A teraz powiedz "to"
- To
- Świetnie, to razem powiedz "auto"
- Bum-bum
:) Uwielbiam moje Starsze :)
niedziela, 25 sierpnia 2013
Lale na wydaniu
Wróciłam do szycia. Odrobinę, bo się okazja nadarzyła. Zuzi do przedszkola woreczek, a na urodziny Ruda. Eweliny Wiktorii z okazji narodzin spóźniony prezent - Siwa.
Ruda ma eksperymentalną twarz - pierwsze ruchy pastelami do tkanin. Nie wyszło do końca jak chciałam, ale nie jest źle. Choć dużo łatwiej malowało się kwiatka na torbie - większy format.
Siwa to już inaczej - bardziej przemyślana, ale nie ma dwóch sukienek w jednej :P
A oto i one:
Ruda ma eksperymentalną twarz - pierwsze ruchy pastelami do tkanin. Nie wyszło do końca jak chciałam, ale nie jest źle. Choć dużo łatwiej malowało się kwiatka na torbie - większy format.
Siwa to już inaczej - bardziej przemyślana, ale nie ma dwóch sukienek w jednej :P
A oto i one:
sobota, 24 sierpnia 2013
niedziela, 18 sierpnia 2013
Zgubiłam rok z życia mojej córki. Byłam na pograniczu dwóch światów - tego, który istniał w moim brzuchu, tego Marysiowego i tego, który codziennie biegał dookoła, wołał, prosił, krzyczał i przytulał się całym ciepłem maleńkiego ciałka. I nagle mi to ciałko urosło do rozmiarów dwulatka, mądrego, roztropnego, ale i upartego niezmiernie. I tak byłam w obu światach jedynie jedną nogą, nigdy do końca w pełni, a teraz, kiedy one się połączyły mam niewysłowione poczucie straty. Patrzę na 3S jak na ufoludka. Tak bardzo się zmieniła, a ja przespałam te zmiany. SMS z kolei w trakcie ciąży była zawsze jakoś obok, na drugim planie. Nie gadałam do niej tyle, co do Hani, nie głaskałam tyle brzusia. Owszem, dbałam, łykałam witaminki w pigule i zielonce, robiłam wszystkie badania, systematycznie chodziłam do lekarza i wszystko inne co trzeba robić robiłam, i kochałam moje maleństwo, ale wszystkie odczucia z jakąś dużo mniejszą intensywnością się piętrzyły. I miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Obecnie jest odwrotnie. Ja, z Mary na sobie przez większość czasu, czuję jakbym traciła więź niemego porozumienia między matką a córką, teraz najważniejszy jest "tata". Tata po obudzeniu, tata do usypiania, na spacer, na plac zabaw, do jedzenia, żeby zrobić siku i w ogóle tata na całe zło. Tatę przebija tylko BiBi - Babcia Basia. Z tą nie wygra nikt. A ja jestem sobie zwyczajnie zazdrosna po cichu, choć przecież wcześniej tyle razy pomstowałam w duchu "A może byś taka tatusia zawołała..."
piątek, 16 sierpnia 2013
Fotorelacja ze spaceru
Pierwszego spaceru Marysi.Wydarzenie już trochę przedawnione, ale nie miałam jakoś weny i czasu na ładowanie zdjęć z mojego super szybkiego Filipa.
wtorek, 13 sierpnia 2013
Gorszy od noworodka z katarem jest...
tylko dwulatek niejadek na leczeniu wzmacniającym odporność. Ratunku!
PS (16.08.) po weryfikacji poglądów
Zmieniłam zdanie. Noworodek z zapaleniem płuc bije wszystko. Nawet mężczyznę z grypą i matkę z PMSem. Padam na ryj z wyczerpania psychicznego i do tego obawiam się, że znajdę pierwsze siwe włosy na łbie. I tak szczęście, że nie wypadłam z okna w przychodni dzisiaj jak pani doktor zapodała mi chorobowego newsa.
PS (16.08.) po weryfikacji poglądów
Zmieniłam zdanie. Noworodek z zapaleniem płuc bije wszystko. Nawet mężczyznę z grypą i matkę z PMSem. Padam na ryj z wyczerpania psychicznego i do tego obawiam się, że znajdę pierwsze siwe włosy na łbie. I tak szczęście, że nie wypadłam z okna w przychodni dzisiaj jak pani doktor zapodała mi chorobowego newsa.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Prawie samotne popołudnie
Sok jabłkowy, grzeczny, śpiący noworodek w wózku, ławeczka z oparciem w słońcu i książka! I dwie godziny mijają jak marzenie!
sobota, 10 sierpnia 2013
piątek, 9 sierpnia 2013
Rozmowy przy...wózku
Spacer z Hubbiem i Mary. Wzięło nas na wspomnienia i porównania podejścia rodziców do pierwszego i kolejnych dzieci. I tak właśnie zgadaliśmy się jak to Honey była za ciepło ubierana w te wszystkie kaftany, śpiochy itd. I w tym momencie mogłam mojego Hubbie trochę doedukować. Na jego własne życzenie.
- A co to są właściwie te "kaftaniki"?
(pokazując na śpiącą w wózku SMS) - No, takie wdzianko bawełniane, często zapinane jak sweterek.
- Ta bluzeczka?
- No tak, to jasno-różowe.
- To dlaczego nie mówi się na to bluzka?
A za chwilę zadałam pytanie, którego później przez chwilę żałowałam, ale przynajmniej mogłam się w duchu troszkę pośmiać z pomysłowości i skojarzeń męskich.
- Kocie, a czy Ty wiesz jaka jest różnica między bodziakiem a rampersem?
- Obrażasz mnie? Czy chodzi Ci o pampersa?
Po krótkim wytłumaczeniu co to rampers jest usłyszałam:
- A, takie ogrodniczki, tylko bardziej zabudowane na klacie!
I jak tu ich nie kochać!
(źródło:http://www.smyk.com/cool-club-opalacz-dziewczecy-fisher-price-rozmiar-62,p1064136616,ubranka-dla-dzieci-p)
- A co to są właściwie te "kaftaniki"?
(pokazując na śpiącą w wózku SMS) - No, takie wdzianko bawełniane, często zapinane jak sweterek.
- Ta bluzeczka?
- No tak, to jasno-różowe.
- To dlaczego nie mówi się na to bluzka?
A za chwilę zadałam pytanie, którego później przez chwilę żałowałam, ale przynajmniej mogłam się w duchu troszkę pośmiać z pomysłowości i skojarzeń męskich.
- Kocie, a czy Ty wiesz jaka jest różnica między bodziakiem a rampersem?
- Obrażasz mnie? Czy chodzi Ci o pampersa?
Po krótkim wytłumaczeniu co to rampers jest usłyszałam:
- A, takie ogrodniczki, tylko bardziej zabudowane na klacie!
I jak tu ich nie kochać!
(źródło:http://www.smyk.com/cool-club-opalacz-dziewczecy-fisher-price-rozmiar-62,p1064136616,ubranka-dla-dzieci-p)
wtorek, 6 sierpnia 2013
?
Dlaczego, ja się pytam dlaczego moje starsze dziecko śpi po 3! godziny tylko poza domem? Żądam sprawiedliwości i zadośćuczynienia. A najlepiej niech moje młodsze mi to wynagrodzi i będzie grzeczne i niech dobrze znosi te cholerne upały. Bo jest 22.30 a u nas tak duszno, gorąco i parno, że wiatrak cały czas ch(ł)odzi pomimo tego, że młodsza jest w tym samym pokoju. Ufff jak gorąco...
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
nie ma to jak ułożyć sobie plan...
A ja taki plan sobie właśnie umyśliłam jakiś czas temu - urodzę drugiego brzdąca przez cięcie cesarskie coby nie ryzykować komplikacji poporodowych, które stały się moim (na szczęście tylko moim!) udziałem po pierwszej ciąży. I robiłam wszystko, by do cesarki doprowadzić. Panią doktor moją wypytywałam o szanse na operacyjne rozwiązanie a ona uruchomiła znajomości i na usg poszłam w 38tc by upewnić się, że Maleństwo nie ma nic wspólnego z tym jak je pieszczotliwie nazywaliśmy przez całą ciążę, u pana doktora byłam w szpitalu (świetnym szpitalu ze świetnym personelem i intymną atmosferą) i umówiłam się ostatecznie na termin. Taki ładny termin sobie wybrałam - 25 lipiec. Taki miły ten czwartek mi się wydał jak spojrzałam na kalendarz w gabinecie pana doktora i stwierdziłam, że to będzie dobry dzień. Nie powiem, że nie miałam wątpliwości co do tego rodzaju zakończenia mojego dziewięciomiesięcznego rozrastania się, ale zawsze w takim momencie przypominałam sobie poporodowe katusze i mijał stan wahania.
Aż tu pewnego poniedziałkowego wieczoru, a dokładnie podczas oglądania dokumentu o królewskim potomku i jego jakże popularnych rodzicach poczułam ból w brzuszku (no dobra, gigantycznym potwornym ciężarku, który się do mnie dokleił), ale na dwóch seriach lekkiego skurczu się skończyło. Nie omieszkałam co prawda nastraszyć męża i mamy, że w nocy będziemy sobie wycieczkę do szpitala urządzać, ale spałam lepiej niż przez ostatnie kilka tygodni ciąży :) Natomiast rano, niepewna czy bóle, które powróciły to niestrawność czy już czas akcję zacząć, zaciągnęłam męża do szpitala. A tam, jak się łatwo domyślić okazało się, że ktg nic nie wykazuje by po chwili lekarz stwierdził, że to już nie czas akcję zaczynać, bo ona już trwa. Dodał również, że owego dnia cesarki mi zrobić nie mogą za bardzo, bo nie mają miejsca w grafiku i dał do wyboru: inna placówka (państwowa niestety) lub poród naturalny z zastrzeżeniem, że jak nie będę dawała rady to wyjmą Maleństwo siłą. No i co? Plany planami a Mary urodziła się w trzy godziny od pojawienia się w szpitalu i noża żadna z nas nie uświadczyła. Dzięki Bogu, że On te nasze plany cenzuruje...
Aż tu pewnego poniedziałkowego wieczoru, a dokładnie podczas oglądania dokumentu o królewskim potomku i jego jakże popularnych rodzicach poczułam ból w brzuszku (no dobra, gigantycznym potwornym ciężarku, który się do mnie dokleił), ale na dwóch seriach lekkiego skurczu się skończyło. Nie omieszkałam co prawda nastraszyć męża i mamy, że w nocy będziemy sobie wycieczkę do szpitala urządzać, ale spałam lepiej niż przez ostatnie kilka tygodni ciąży :) Natomiast rano, niepewna czy bóle, które powróciły to niestrawność czy już czas akcję zacząć, zaciągnęłam męża do szpitala. A tam, jak się łatwo domyślić okazało się, że ktg nic nie wykazuje by po chwili lekarz stwierdził, że to już nie czas akcję zaczynać, bo ona już trwa. Dodał również, że owego dnia cesarki mi zrobić nie mogą za bardzo, bo nie mają miejsca w grafiku i dał do wyboru: inna placówka (państwowa niestety) lub poród naturalny z zastrzeżeniem, że jak nie będę dawała rady to wyjmą Maleństwo siłą. No i co? Plany planami a Mary urodziła się w trzy godziny od pojawienia się w szpitalu i noża żadna z nas nie uświadczyła. Dzięki Bogu, że On te nasze plany cenzuruje...
Subskrybuj:
Posty (Atom)